Miał być wedding plannerem, okazał się zlodziejem

Znany organizator wesel Marcin B. okradł swoich klientów na ponad 2,5 miliona złotych

Marcin B. to ktoś, kogo nadal można znaleźć na wielu stronach organizatorów wesel. Niestety, mężczyzna zniknął, rozpłynął się jak kamfora – nie ma do niego kontaktu. Najgorsze jest to, że wraz z jego zniknięciem, zniknęły również pieniądze przyszłych małżonków, którzy zaufali mu w kwestii zorganizowania bajkowego ślubu. Niektórzy mówią, że wpłacili 40 tysięcy złotych, ale zastrzegają, że kwoty innych przyszłych nowożeńców są nawet kilkakrotnie większe. Mówi się, że mężczyzna wyciągnął około 2,5 miliona złotych.

Zdjęcie poglądowe

Niektóre pary są naprawdę zrozpaczone – często są to pieniądze, które pieczołowicie odkładali na ten wielki dzień. A teraz nie mają pewności czy kiedykolwiek je odzyskają.

Organizator – złodziej

To WP dotarło do osób, które zaufało tzw. „wedding plannerowi”. Od razu odzywał się do swoich potencjalnych ofiar, proponował im zniżki – wychodziło taniej niż na rynku, dlatego nie ma co się dziwić, że przyszli małżonkowie chętnie szli w interesy z Marcinem B. Pokazywał im wszystkim sale, opowiadał czym się zajmie: że załatwi catering, przyozdobi salę, zajmie się załatwieniem DJ czy kamerzysty. Jego usługi były kompleksowe.

Zaczarowani tym, że ktoś zrobi za nich wszystko, że zajmie się przygotowaniami do tego wielkiego dnia, chętnie wpłacali mu pieniądze. Jedna z par zapłaciła ok. 40 tysięcy złotych, ale podkreślają, że pary przekazywały mu nawet dwukrotnie wyższe kwoty. Liczą się z tym, że już tych pieniędzy nigdy nie zobaczą.

Co najciekawsze – opinie w Internecie mężczyzna miał dobre, więc wzbudzał zaufanie. No i te zniżki… Pierwsza z nich za wpłacenie całości kwoty od razu. Druga była dziwna – zniżka za szybką decyzję i płatność. Ale te opinie bajka! Nie było przecież powodów, aby mężczyźnie nie ufać. Poza tym ta kusząca wizja tego, że o nic nie trzeba będzie się martwić, bo ktoś zrobi wszystko od A do Z…

Tajemnicze zniknięcie

Potem zaczęły się prawdziwe problemy. Telefon wyłączony, a opinie wcale nie były już takie pozytywne. Ludzie pisali, że mężczyzna nie zadbał o jedzenie, obsługę, że pracownicy na imprezie byli pijani, że brakowało podstawowych rzeczy.

Potem było już tylko gorzej – posługiwał się fałszywymi dowodami, właściciele lokali już dawno nie mieli z Marcinem B. żadnych umów na wynajem lokali. I w końcu usłyszeli od kogoś, że nie są jedyni. Ten ktoś powiedział im również, że ich wesele nie dojdzie do skutku.

Co dalej z „wedding plannerem”?

Oczywiście wszystkie sprawy zostały zgłoszone na policji – każdy jednak dysponował podobnymi danymi, a do tej pory nie udało się znaleźć niczego, co mogłoby być przełomem w sprawie. Ponadto sprawy prowadzą zupełnie różne miejsca. Funkcjonariusze ponoć niechętnie rozmawiają o tej sprawie z poszkodowanymi.

Ktoś podał informację o tym, że nawet został ujęty, ale wypuszczono go za kaucją. To bulwersuje jedną z par, która rozmawiała z portalem WP. Prawdopodobnie poręczenie majątkowe było opłacane z pieniędzy, które skradzione zostały narzeczonym parom.

Okazuje się również, że dla wielu osób to nie jest osoba całkiem nieznana – w Internecie krążyło mnóstwo informacji, że Marcin B. słynie z niepopularnej komunikacji z klientem. Niezadowolonych konsumentów, którzy zwracali mu uwagę wyzywał. W mediach społecznościowych natomiast często opowiadał, że jest tak zarobionym człowiekiem, że telefony odbiera… „na kiblu”.

Więcej biznesów

Jak podaje WP – mężczyzna miał również innego rodzaju przedsięwzięcia. Była to m.in. firma windykacyjna czy agencja reklamowa. Obie bez żadnych konkretów, z utartymi frazesami o niezwykłości i wielkiej skuteczności.

Wychodzi więc na to, że pan Marcin B. miał „niesamowitą żyłkę do interesów”. Szkoda, że postanowił żerować na nieświadomych niczego ludziach.

Osoba ta doskonale znana jest m.in. innym z branży weselnej, a także prokuraturze. Jak się dalej potoczy ta sprawa? Trzeba po prostu czekać.

Źródło: WP.pl