Tragedia w Białymstoku

Białystok: Karetka śmierci. Pani Dorota zmarła podczas transportu z powodu zaniedbania

Do tragedii doszło 18 czerwca w Białymstoku. Dorota Bohatyrewicz zgłosiła się do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku, aby uzyskać receptę na swoje choroby. Niespotykanie kobieta zasłabła i zdecydowano o tym, że zostanie przetransportowana karetką w trybie pilnym do kliniki w warszawskim Aninie. Niestety, wezwanie śmigłowca było niemożliwe, ponieważ aparatura, do której podpięta była pacjentka nie mieściła się w pojeździe.

Zdjęcie poglądowe

Niestety, finał tej historii jest niezwykle przykry. Nikt nie spodziewał się, że kobieta pójdzie po receptę, a skończy się to dla niej śmiercią.

Karetka śmierci

Do karetki dołączyła asysta policji, na prośbę lekarzy z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego. Funkcjonariusze dopatrzyli się podczas drogi wielu uchybień i to oni zawiadomili prokuraturę. Przede wszystkim kierowca karetki nie miał uprawnień do kierowania pojazdem uprzywilejowanym, nie był także ratownikiem medycznym. Za to ratownik – miał takowe uprawnienia i to on prowadził karetkę, zamiast zająć się chorą.

Lekarka nie znajdowała się obok pacjentki w trakcie drogi – siedziała z przodu, nie zwracając uwagi na Panią Dorotę. Tlen, który był jej wtedy niezbędny, skończył się w trakcie drogi. Przy noszach również nikt nie był sobie w stanie poradzić – do akcji wkroczyli wtedy policjanci. Dodatkowo zauważyli, że pojazd był w bardzo słabym stanie technicznym m.in. sygnały nie działały prawidłowo, a sam pojazd nie miał odpowiedniego zasilania energetycznego.

W wyniku niedotlenienia doszło do nieodwracalnych uszkodzeń w mózgu i to właśnie to było przyczyną śmierci Pani Doroty – po 10 dniach od przyjechania do kliniki w Aninie stwierdzono śmierć mózgu, odłączona została wtedy od aparatury podtrzymującej życie.

Ratownicy umywają ręce

Czy ratownicy widzą w tym jakąkolwiek swoją winę? Naturalnie, że nie. Uważają, że wszystkie procedury i czynności były wykonywane poprawnie.

Chora została przygotowana do transportu w sposób profesjonalny, wykorzystujący wszystkie możliwości, jakie daje współczesna medycyna. Ponadto lekarze z USK ponad standardowo poprosili o wsparcie policji, by usprawnić transport pacjentki do Warszawy

- tak odpowiada na zarzuty Katarzyna Malinowska-Olczyk z USK.

Z kolei Michał Brzeski, który jest z firmy M Medica, do której należy karetka, odpiera zarzuty w inny sposób:

To zupełne bzdury. Tlen się skończył, ale mieliśmy drugą butlę. Musieliśmy przepiąć reduktor. Pani doktor była przy pacjentce. Przewóz był realizowany prawidłowo

Jest tu pełna nieścisłość. Jeśli faktycznie karetka była w dobrym stanie i wszystko było w porządku – czemu trafiła do remontu?
Wojciech Zalesko, który jest szefem Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe potwierdził, że w tej sprawie prowadzone jest śledztwo w kierunku błędu w sztuce lekarskiej.

Rodzina cierpi

Pani Dorota zmarła w wieku 44 lat – praktycznie całe życie miała jeszcze przed sobą. Osierociła trójkę swoich dzieci. Jej mąż – Jarosław – nie może otrząsnąć się po tym, jakie nieszczęście spadło na ich rodzinę.

Nie mogę tego przeboleć. Miała mieć przeszczep. A zmarła nie z powodu choroby, tylko niedotlenienia mózgu. Okazało się, że doszło do zatrzymania akcji serca w transportującej karetce. Zostałem sam z trójką dzieci. Miałem piękną żonę, one wspaniałą matkę, mieliśmy taką cudowną codzienność. Teraz jest ból, smutek i niedowierzanie, że mogło Dorotę spotkać coś tak potwornego

- mówi mąż pacjentki.


Komentarze


Dodaj komentarz

Przepisz kod

2023 Spokeo - Wszelkie prawa zastrzeżone

Portal należy do wydawcy SPOKEO