Co o tym sądzicie?

Szymon Hołownia opowiedział o tym jak ksiądz ODMÓWIŁ mu udzielenia komunii

Patrycja | dnia: 16-01-2020 | skomentuj

Szymon Hołownia opowiedział o tym jak ksiądz ODMÓWIŁ mu udzielenia komunii

AKPA

Oceń


Szymon Hołownia w ostatnich tygodniach ciągle znajduje się na językach. Zanim jeszcze ogłosił swój start w wyborach prezydenckich, wszystkie portale plotkarskie zrobiły mu naprawdę dobry PR. Rozpisywano się o nim codziennie, robiono analizy i oceniano jego szanse. Od czasu, kiedy oficjalnie wszyscy dowiedzieli się o tym, że będzie walczył o najwyższe stanowisko w pracy, coraz częściej wypowiada się na różne tematy. W pewnych kwestiach, które kiedyś mocno krytykował, całkowicie zmienił swoje zdanie.

Dzięki zmianie podejścia m.in. do aborcji, nieco odcina się od środowiska kościelnego, z którym kiedyś go kojarzono. Tym razem podzielił się ze światem pewną anegdotą, która wzbudza spore kontrowersje.

Hołownia o księdzu

W jego opowieści znalazł się ksiądz, który… odmówił mu udzielenia komunii. Jak to dokładnie było?

Wieczorna Msza w kościele karmelitów bosych na warszawskim Solcu, przychodzę tu często. Gdy w kolejce innych wiernych podchodzę do komunii, celebrans odwraca się do mnie bokiem i udziela komunii innym. (...) Pytam: "Dlaczego?". Ksiądz, nadal odwrócony do innych, odpowiada: "Nie. Sumienie mi nie pozwala. Za poglądy, które pan głosi". Odpowiadam mu: "Ale które? I przecież nie wie ksiądz nic o moim sumieniu, motywacjach, nie rozmawiał ksiądz ze mną, nie zna mnie ksiądz, nie jest moim spowiednikiem". Na ten dialog patrzy cały kościół. Nie odpuszczam, stoję. Minutę, dwie, trzy. Ksiądz (a w zasadzie ojciec, bo karmelita) grozi mi publicznie palcem, po czym wzdycha i udziela komunii kręcąc głową, po czym znów grozi mi palcem jak dwuletniemu dziecku

  Zobacz także  

Hołownia w swojej historii nie krył tego, że to wydarzenie było dla niego ciężkie do przełknięcia. W dalszej części jego anegdoty podkreślił, że zdaje sobie sprawę z tego, że ksiądz miał dobre intencje:

Żeby była jasność: grube emocje opadły mi pięć minut później. Nie mam wątpliwości, że ów kapłan w duchu miał dobre intencje. Chciał pewnie bronić Kościoła, Jezusa, bliskich sobie wartości. Pytanie tylko, czy na pewno powinien ich bronić przede mną. Pytanie, czy powinien to robić bez rozmowy z tym, którego publicznie ze wspólnoty wyklucza. Tę świątynię - w trosce o komfort pracujących tam duchownych i swój - omijał będę szerokim łukiem, znam inne, w których preferuje się otwarte ramiona nie grożące palce

Na swoim Facebooku, pod sam koniec wpisu, opisał reakcję archidiecezji warszawskiej i zapowiedział, że nie zamierza składać żadnych skarg:

Po lekturze tego posta zadzwonił do mnie przed chwilą z przeprosinami rzecznik prasowy archidiecezji warszawskiej (ma mój telefon, bo na dziennikarskiej stopie znamy się od lat). Zapowiedział, że sprawa zostanie formalnie wyjaśniona, a ów zakonnik złamał kościelne przepisy. (...) Przeprosiny przyjąłem, żadnych formalnych skarg składał rzecz jasna nie będę

Co o tym sądzicie?




Dodaj komentarz